Zima to dla wiatrówki (zwłaszcza mojej) okres leżakowania więc łapki świerzbią i coś z nimi zrobić trzeba.
Naoglądałem się w sieci różnego rodzaju celów i zapragnąłem mieć spinner.
Kupno to jedna z dwóch możliwości wejścia w posiadanie tegoż celu ale...
No właśnie - porównując zawartość portfela z zawartością mojego pokoju stwierdziłem, że w tym
pierwszym deficyt a w drugim totalne składowisko.
No i wymyśliłem - sam sklecę sobie spinner

Pod młotek poszły zużyte kapsułki po CO2

Piłka do metalu w dłoń i ciach, ciach , ciach rozpierducha na maxa

Naciąłęm dno kapsułki do pewnego momentu. Później użyłem małej szlifierki do wycięcia podłużnego paska ze ścianki.

A później to już gładko poszło. Przekręciłem wokół własnej osi blaszkę i rozklepałem ją na płasko.

Na końcu uzyskanego ramienia nawierciłem otwór pod przyszłe mocowanie.

Odrobina szlifowania i wygładzania dla komfortu bo wygląd raczej nie powala

Znalazłem w piwnicy fajną mosiężną ośkę nagwintowaną z obu stron i postanowiłem ją wykorzystać jako ramię do spinnera. Ośka miała już oryginalne nakrętki więc zmontowałem całość.

No i pozostał problem stojaka, podstawy czy jak to tam nazwać. I tu znowu z pomocą przyszły nieprzebrane zasoby piwnicy mojego ojczulka

Dopadłem mosiężną rurkę którą ściąłem ukośnie żeby łatwiej było ją wbijać w ziemię.

Jeszcze tylko otwór w rurce przykręcenie poziomej ośki i spinner gotowy do boju.

Teraz tylko czekać do wiosny i testować wytwór moich niezgrabnych paluchów.
Mam wrażenie, że zaokrąglony "kapturek" jaki powstał po odgięciu denka kapsułki będzie też pełnił rolę mikro-kulochwytu, który ograniczy lub wyeliminuje ewentualne rykoszety.
Myślę jeszcze tylko nad zamontowaniem czegoś twardego na szczycie rurki żeby w trakcie wbijania było w co naparzać młotkiem.
Pozdrowionka