
Nazwa: Oztay Diabolo Sivri
Typ: Szpic molet
Producent: -
Strona: -
Waga: 0,5 g
Kal.: 4,5 mm
Ilość: 250 szt
Opakowanie: plastikowe
[center]

O tym śrucie napisano już wiele, zazwyczaj podkreślając jego niewątpliwe walory jako ciężarka lub dającego się nieźle skalibrować odważnika (w tym celu użyć należy całego pudełka). To i ja dorzucę swoje parę groszy.
Dostarczany jako gratisowa "amunicja" między innymi do Hatsanów, domyślnie ma być pierwszym śrutem z którym zetknie się głodny strzeleckiej przygody nowy użytkownik urządzenia pneumatycznego. Dostarczyć powinna niezapomnianych wrażeń, i, moim zdaniem przynajmniej, dzięki wynikom zeń osiąganym zachęcać powinien tym bardziej do strzelectwa. Powinna.
Wykonany z raczej twardego stopu śrut jest odlany ok. Śladów po matrycy specjalnie nie nie widać, żadnych dziwnych paprochów również. Biorąc pod uwagę fakt, że podobno wykonano to w Turcji, jestem pod wrażeniem jakości śrucin - bez odkształceń i uszkodzeń. Moletowanie sprawia wrażenie wykonanego na... tokarce. W opakowaniu znaleźć można (mi przynajmniej się to udało) sztuki, które z wyglądu jakby mają jeszcze na sobie ścinki od moletowania... Nie wnikam, może ten śrut ręcznie dłutem rzeźbią w ankarskim więzieniu?
W szeregu:
[center]



Tarcze, Hatsan:
[center]

No, można powiedzieć, że prawie zmieściłem się w czarnym...
QB
[center]

Ho ho.
Jakkolwiek, warto zauważyć charakterystyczną rzecz: zarówno na jednej, jak i na drugiej tarczy przestrzeliny układają się w grupki. W pudełku ciężko znaleźć dwie zbliżone wymiarami śruciny, i chyba właśnie ta zależność widoczna jest na obu tarczach, choć na tarczy ze sprężyny bardziej. To tak, jakby (mniemam) wrzucić do jednego pudełka 4,49, 4,50, 4,51 i 4,52 mm. Efekt, raczej jego brak, murowany.
Najbardziej użyteczna część tego zakupu (o ile ktoś to kupuje) to pudełko. Śrut nie nadaje się ze sprężyny do wymagającego strzelania. Do puszek, jeśli nie ma pod ręką nic innego, na krótkie odległości ewentualnie tak. Z chinki na 10 m poleciał całkiem przyzwoicie (byłem naprawdę zdziwiony, do tego stopnia, że wydłubywałem śruciny żeby sprawdzić czy mi się coś nie pomyliło).