Czyli nie zostawiaj amatora sam na sam z iżykiem 61 i śrutami.
Tak wielkim skrócie...
Magazynek załadowany śrutem nadkalibrowym Crosman Premier, strzały i efekt.
Lufa zapchana.
Całe szczęście że mam wycior w który wyposażył mnie „iżewskij mechanicieskij zawod”, sobie pomyślałem.
Wkładam więc go w lufę tak do połowy, staram się delikatnie wpłynąć na śrut w lufie, a on o zgrozo ani drgnie.

Trzeba więc było nieco mocniejszej siły perswazji użyć. Decyduje się więc na rozbiórkę i demontaż lufy. ( lufa w iżyku 61 jest wkręcana i klejona czymś co przypomina i posiada zapach butaprenu)
Tym razem decyduje się się większe użycie siły i...
żadnego postępu.

Po krótkim czasie postanowiłem się zastanowić nad tym problemem. Wpadałem na różne dziwne pomysły jak podgrzanie lufy i roztopienie ołowiu.

Tak w niedzielę to trudno o dostęp do jakichkolwiek narzędzi mam, więc postanowiłem dremelkiem nieregularnie zaostrzyć końcówkę wyciora aby ruchem obrotowym zdzierać kolejne warstwy ołowiu.

No i przystąpiłem do dzieła.
Zaskoczenie nastąpiło bardzo szybko!
Wycior bardzo ładnie wcinał się w zalegający w lufie śrut, a ruch obrotowy powodował iż śrut odpuszczał i dawał się wyciągnąć wyciorem!
Oto efekt po kilku minutach.

O pęcherzu na dłoni nie wspomnę.
Spoglądam w lufę i widzę jeszcze kilka zalegających śmieci.
W tym momencie przypomniałem sobie o zalegającym gdzieś kolejnym „wyklętym” przez brać wiatrówkową wyciorze.
Szybko znajduję go, skręcam i do lufy!

Kilka ruchów i...
Operacja „śrut” zakończona.
Pozkręcałem więc iżyka w całość, kilka próbnych strzałów i okazało się że wiatróweczka może nadal cieszyć.

Czas na wnioski.
1.Nie należy zostawiać osoby strzelającej pierwszy raz samej sobie z karabinkiem i różnymi śrutam.
2.Ktoś kto stara się przekonać że wycior i wiatrówki to nieporozumienie, jest w błędzie.
3.Zdarzenie to miało swój „plus”. Nauczyłem się czegoś nowego.