Colt Single Action Army .45 firmy UMAREX
Moderatorzy: daras, Hiszpan63, forestkorsze
-
- Ściepnik
- Posty: 883
- Rejestracja: 2015-10-07, 09:46
- Lokalizacja: Kępa Niemojewska
Colt Single Action Army .45 firmy UMAREX
Pierwsze wrażenie?
Bardzo pozytywne, tym bardziej, że miałem w ręku kilka prawdziwych, w tym egzemplarze z XIX w. Szajsmetal (ZnAl) dość dobrze oddaje wagę, a wykończenie stylizowane na starą, nieco już poprzecieraną oksydę nadaje realizmu. Okładziny rękojeści imitują gruszę, czyli drewno bardzo często wykorzystywane do produkcji łoży dawnych karabinów i pistoletów skałkowych i kapiszonowych. Tak oksyda, jak i rękojeść są półmatowe, dzięki czemu rewolwer wygląda jak kawał solidnego narzędzia, a nie jarmarczny gadżet. Dodatkowego realizmu dodają atrapy nabojów, w kolorze mosiądzu. Jedyne zastrzeżenie to brak wizualizacji pocisku. Atrapa zachowuje kształt całego naboju w jednej kolorystyce. Całość zapakowana w tekturowe pudełko, zadrukowane na starą, drewniana kasetkę. Aż chce się zanucić "Purple light in the canyon". Dodatkowo w zestawie znalazła się paczka 1500 śrutów bb, 10 nabojów CO2 i 20 tarcz 14x14.
Pierwsze strzelanie.
Dzisiaj jeszcze do roboty, ale rewolwer kurzy się już od wtorku, więc rano wygospodarowałem trochę czasu na zaprzyjaźnienie się z Peacemakerem. W odludnym ale nie osłoniętym od wiatru miejscu wkręciłem gilzę z gazem, wetknąłem śruciny w gniazda w atrapach naboi, a naboje załadowałem do bębenka. Celem stała się leżąca nieopodal puszka po piwie. Pierwszy strzał chybił, ale że BB-sy są miedziowane przez co dobrze odbijają słońce, wyraźnie było widać, że poszło górą. Przymierzyłem niżej i puszka podskoczyła jak powinna. Kolejne cztery strzały też dosięgły celu, choć z widocznym rozrzutem. Znaczy przyrządy celownicze fabryka ustawiła prawidłowo. Nie jest to bez znaczenia, bo nie mają regulacji. Wyjmowanie atrap z bębenka jest proste. Wystarczy odciągnąć kurek do pierwszego zatrzasku, odchylić zaślepkę ładownicy, skierować rewolwer lufą do góry i obracać niezbyt szybko bębenek. Wypadają same, bez konieczności używania wypychacza. Załadowałem kolejną porcję śrucin, znalazłem kilka kolejnych puszek po piwie, które posłużyły za kolejne cele i ognia. W tej serii znowu jeden strzał chybił, ale tym razem widać było, że poszedł bokiem. Zauważyłem, że mimo 27-miu lat przerwy w strzelaniu, moja ręka ciągle pamięta chwyt Crosmana 38T, który różni się dość znacznie od rękojeści Colta. Crosman ułatwiał powtarzalność chwytu, w Peacemakerze trzeba rękę nauczyć kształtu. Z odległości, z której strzelałem (44 stopki butem 46), śrut wybijał w puszce dziurę na wylot, ale w większości przypadków zostawał wewnątrz puszki. Jako że czas uciekał, zabawa w wyjmowanie łusek, nabijanie ich i umieszczanie z powrotem w bębenku trwała, a nie chciałem zostawiać zapiętego niewystrzelanego naboju CO2, zacząłem kombinować z szybszym ładowaniem. Najpierw wrzucałem śruciny w gniazda atrap, nie wyjmując tych ostatnich z bębenka, ale to okazało się tylko złudnie szybszym sposobem ładowania. Gniazda w atrapach lekko wystają ponad płaszczyznę stopki łuski, przez co nietrafiony wrzut trzeba ponowić, bo nie da się śruciny wtoczyć do dziury. Przypadkowo jedna ze śrucin wturlała mi się zagłębienie obudowy przy zawiasie zaślepki. Próbując wyciągnąć ją stamtąd poruszyłem bębnem i nagle śrucina sama wskoczyła w gniazdo w łusce. wrzuciłem więc następną śrucinę w to samo miejsce i obróciłem bęben. Znowu sama wskoczyła na swoje miejsce. W ten sposób odkryłem "szybki" sposób ładowania. Po wystrzelaniu kolejnego bębenka od razu wrzuciłem w odpowiednie miejsce 6 śrucin i odpowiednio manewrując bębenkiem załadowałem je wszystkie w kilka sekund. Ponieważ wiatr wciąż przewracał mi puszki, postawiłem na jednej z nich kamień, dzięki czemu stała jak glizda na mrozie nawet po trafieniu. Posłużyła więc za jedyny cel dla reszty strzałów. W sumie wystrzelałem 12 bębenków, z tym, że piąty strzał był już wyraźnie słabszy a ostatni nie doleciał do celu. W środku puszki powstała dziura o wymiarach +/- 3 x 7 cm, nie licząc całej masy pojedynczych przestrzelin. W czasie całej kanonady nie trafiłem w cel jakieś 15 razy. Część pudeł spowodowane było zerwaniem spustu (brak wprawy po tak długiej przerwie, ale część wyraźnie spowodowane było czynnikami niezależnymi, typu naturalny rozrzut śrutów bb z niegwintowanej lufy i podmuchy wiatru. Jutro spróbuję powtórzyć strzelanie już na spokojnie i z aparatem fotograficznym pod ręką.
Pierwsze podsumowanie.
Świetna zabawa, to na pewno.
Przyrządy celownicze wyglądają bardzo delikatnie, ale są dość przyjazne dla mojego astygmatyzmu. Strzelając z wyprostowanej ręki nie ma się problemu ze znalezieniem muszki i szczerbinki.
Spust pracuje troszkę twardo i osoba o słabych palcach może mieć tendencję do zrywania. Moja kowalska łapka dość szybko wyczuła ilość siły potrzebnej do oddania spokojnego strzału i myślę, że wkrótce problem zrywania zniknie u mnie zupełnie.
Niebawem postaram się wykonać serię strzałów z imadła i wtedy będzie wiadomo jaki procent pudeł był spowodowany mną, a jaki niedoskonałością repliki?
Bardzo pozytywne, tym bardziej, że miałem w ręku kilka prawdziwych, w tym egzemplarze z XIX w. Szajsmetal (ZnAl) dość dobrze oddaje wagę, a wykończenie stylizowane na starą, nieco już poprzecieraną oksydę nadaje realizmu. Okładziny rękojeści imitują gruszę, czyli drewno bardzo często wykorzystywane do produkcji łoży dawnych karabinów i pistoletów skałkowych i kapiszonowych. Tak oksyda, jak i rękojeść są półmatowe, dzięki czemu rewolwer wygląda jak kawał solidnego narzędzia, a nie jarmarczny gadżet. Dodatkowego realizmu dodają atrapy nabojów, w kolorze mosiądzu. Jedyne zastrzeżenie to brak wizualizacji pocisku. Atrapa zachowuje kształt całego naboju w jednej kolorystyce. Całość zapakowana w tekturowe pudełko, zadrukowane na starą, drewniana kasetkę. Aż chce się zanucić "Purple light in the canyon". Dodatkowo w zestawie znalazła się paczka 1500 śrutów bb, 10 nabojów CO2 i 20 tarcz 14x14.
Pierwsze strzelanie.
Dzisiaj jeszcze do roboty, ale rewolwer kurzy się już od wtorku, więc rano wygospodarowałem trochę czasu na zaprzyjaźnienie się z Peacemakerem. W odludnym ale nie osłoniętym od wiatru miejscu wkręciłem gilzę z gazem, wetknąłem śruciny w gniazda w atrapach naboi, a naboje załadowałem do bębenka. Celem stała się leżąca nieopodal puszka po piwie. Pierwszy strzał chybił, ale że BB-sy są miedziowane przez co dobrze odbijają słońce, wyraźnie było widać, że poszło górą. Przymierzyłem niżej i puszka podskoczyła jak powinna. Kolejne cztery strzały też dosięgły celu, choć z widocznym rozrzutem. Znaczy przyrządy celownicze fabryka ustawiła prawidłowo. Nie jest to bez znaczenia, bo nie mają regulacji. Wyjmowanie atrap z bębenka jest proste. Wystarczy odciągnąć kurek do pierwszego zatrzasku, odchylić zaślepkę ładownicy, skierować rewolwer lufą do góry i obracać niezbyt szybko bębenek. Wypadają same, bez konieczności używania wypychacza. Załadowałem kolejną porcję śrucin, znalazłem kilka kolejnych puszek po piwie, które posłużyły za kolejne cele i ognia. W tej serii znowu jeden strzał chybił, ale tym razem widać było, że poszedł bokiem. Zauważyłem, że mimo 27-miu lat przerwy w strzelaniu, moja ręka ciągle pamięta chwyt Crosmana 38T, który różni się dość znacznie od rękojeści Colta. Crosman ułatwiał powtarzalność chwytu, w Peacemakerze trzeba rękę nauczyć kształtu. Z odległości, z której strzelałem (44 stopki butem 46), śrut wybijał w puszce dziurę na wylot, ale w większości przypadków zostawał wewnątrz puszki. Jako że czas uciekał, zabawa w wyjmowanie łusek, nabijanie ich i umieszczanie z powrotem w bębenku trwała, a nie chciałem zostawiać zapiętego niewystrzelanego naboju CO2, zacząłem kombinować z szybszym ładowaniem. Najpierw wrzucałem śruciny w gniazda atrap, nie wyjmując tych ostatnich z bębenka, ale to okazało się tylko złudnie szybszym sposobem ładowania. Gniazda w atrapach lekko wystają ponad płaszczyznę stopki łuski, przez co nietrafiony wrzut trzeba ponowić, bo nie da się śruciny wtoczyć do dziury. Przypadkowo jedna ze śrucin wturlała mi się zagłębienie obudowy przy zawiasie zaślepki. Próbując wyciągnąć ją stamtąd poruszyłem bębnem i nagle śrucina sama wskoczyła w gniazdo w łusce. wrzuciłem więc następną śrucinę w to samo miejsce i obróciłem bęben. Znowu sama wskoczyła na swoje miejsce. W ten sposób odkryłem "szybki" sposób ładowania. Po wystrzelaniu kolejnego bębenka od razu wrzuciłem w odpowiednie miejsce 6 śrucin i odpowiednio manewrując bębenkiem załadowałem je wszystkie w kilka sekund. Ponieważ wiatr wciąż przewracał mi puszki, postawiłem na jednej z nich kamień, dzięki czemu stała jak glizda na mrozie nawet po trafieniu. Posłużyła więc za jedyny cel dla reszty strzałów. W sumie wystrzelałem 12 bębenków, z tym, że piąty strzał był już wyraźnie słabszy a ostatni nie doleciał do celu. W środku puszki powstała dziura o wymiarach +/- 3 x 7 cm, nie licząc całej masy pojedynczych przestrzelin. W czasie całej kanonady nie trafiłem w cel jakieś 15 razy. Część pudeł spowodowane było zerwaniem spustu (brak wprawy po tak długiej przerwie, ale część wyraźnie spowodowane było czynnikami niezależnymi, typu naturalny rozrzut śrutów bb z niegwintowanej lufy i podmuchy wiatru. Jutro spróbuję powtórzyć strzelanie już na spokojnie i z aparatem fotograficznym pod ręką.
Pierwsze podsumowanie.
Świetna zabawa, to na pewno.
Przyrządy celownicze wyglądają bardzo delikatnie, ale są dość przyjazne dla mojego astygmatyzmu. Strzelając z wyprostowanej ręki nie ma się problemu ze znalezieniem muszki i szczerbinki.
Spust pracuje troszkę twardo i osoba o słabych palcach może mieć tendencję do zrywania. Moja kowalska łapka dość szybko wyczuła ilość siły potrzebnej do oddania spokojnego strzału i myślę, że wkrótce problem zrywania zniknie u mnie zupełnie.
Niebawem postaram się wykonać serię strzałów z imadła i wtedy będzie wiadomo jaki procent pudeł był spowodowany mną, a jaki niedoskonałością repliki?
Ostatnio zmieniony 2015-10-29, 09:52 przez mc_iek, łącznie zmieniany 3 razy.
Gdy patrzę na niektórych ludzi stworzonych na obraz i podobieństwo boże, to cieszę się, że moimi praprzodkami były małpy...
-
- Administrator
- Posty: 3722
- Rejestracja: 2014-06-06, 08:37
- Lokalizacja: Janówek Pierwszy
-
- Ściepnik
- Posty: 2878
- Rejestracja: 2013-11-24, 09:49
- Lokalizacja: Warszawa-Bielany
Brak możliwości regulacji przyrządów celowniczych , raczej odbiera sens przeróbki na śrut diabolo . Chyba , że zająć się jeszcze tymi przyrządami . Po za tym , najważniejszą zaletą dla której go kupię , to to , że pięknie będzie wyglądał na ścianie . Dla nie wtajemniczonych , to będzie oryginał Colta .mc_iek pisze: Niebawem postaram się wykonać serię strzałów z imadła i wtedy będzie wiadomo jaki procent pudeł był spowodowany mną, a jaki niedoskonałością repliki?
-
- Ściepnik
- Posty: 883
- Rejestracja: 2015-10-07, 09:46
- Lokalizacja: Kępa Niemojewska
Wieczorne fotki.
Pas, który uszyłem w 1982 roku z przeznaczeniem na Crosmana 38T. znoszony i gdzieniegdzie zagnieciony, bo przeleżał w różnych szafach 27 lat. Colt jest troszkę mniejszy, więc olstro będzie trzeba albo zmniejszyć, albo uszyć nowe.
Pas, który uszyłem w 1982 roku z przeznaczeniem na Crosmana 38T. znoszony i gdzieniegdzie zagnieciony, bo przeleżał w różnych szafach 27 lat. Colt jest troszkę mniejszy, więc olstro będzie trzeba albo zmniejszyć, albo uszyć nowe.
Ostatnio zmieniony 2018-05-08, 17:51 przez mc_iek, łącznie zmieniany 2 razy.
Gdy patrzę na niektórych ludzi stworzonych na obraz i podobieństwo boże, to cieszę się, że moimi praprzodkami były małpy...
-
- Ściepnik
- Posty: 2878
- Rejestracja: 2013-11-24, 09:49
- Lokalizacja: Warszawa-Bielany
-
- Ściepnik
- Posty: 883
- Rejestracja: 2015-10-07, 09:46
- Lokalizacja: Kępa Niemojewska
-
- Ściepnik
- Posty: 2878
- Rejestracja: 2013-11-24, 09:49
- Lokalizacja: Warszawa-Bielany
-
- Ściepnik
- Posty: 883
- Rejestracja: 2015-10-07, 09:46
- Lokalizacja: Kępa Niemojewska
Niekoniecznie. Towarzysz husarski w czasach Sobieskiego miał na wyposażeniu dwa pistolety, które tkwiły w olstrach przy łęku siodła. Nie posiadał za to karabinu.Filo pisze: Dokładnie tak . Dotyczyło to też , a może głównie , olstrów do karabinków .
Gdy patrzę na niektórych ludzi stworzonych na obraz i podobieństwo boże, to cieszę się, że moimi praprzodkami były małpy...
-
- Ściepnik
- Posty: 2878
- Rejestracja: 2013-11-24, 09:49
- Lokalizacja: Warszawa-Bielany
Myślałem o czasach amerykańskiej ekspansji na zachód . W czasach Sobieskiego , polska nazwa musiała brzmieć zupełnie inaczej .mc_iek pisze:Niekoniecznie. Towarzysz husarski w czasach Sobieskiego miał na wyposażeniu dwa pistolety, które tkwiły w olstrach przy łęku siodła. Nie posiadał za to karabinu.
-
- Administrator
- Posty: 3722
- Rejestracja: 2014-06-06, 08:37
- Lokalizacja: Janówek Pierwszy
-
- Ściepnik
- Posty: 883
- Rejestracja: 2015-10-07, 09:46
- Lokalizacja: Kępa Niemojewska
To jest wypychacz łusek. W czasie strzelania łuska mogła ulec lekkiemu rozdęciu i zakleszczyć się w komorze bębna. W tamtych czasach rewolwery nie miały jeszcze wyrzutników i jakoś trzeba było się takiej łuski pozbyć.
Gdy patrzę na niektórych ludzi stworzonych na obraz i podobieństwo boże, to cieszę się, że moimi praprzodkami były małpy...
-
- Ściepnik
- Posty: 883
- Rejestracja: 2015-10-07, 09:46
- Lokalizacja: Kępa Niemojewska
Miałem w ubiegłą niedzielę postrzelać i coś o tym napisać. Niestety pogoda pokrzyżowała plany, bo wiało i lało. Potem w tygodniu zabrakło czasu. Dopiero dzisiaj wieczorem miałem okazję pomacać kolbę rewolweru. Wynikami jeszcze nie mam się co chwalić, więc oszczędzę sobie wstydu, ale powiem tak, z wolnej ręki, na 6 metrów wszystkie strzały zmieściły się w arkuszu tarczy 14x14. Kilka pocisków przebiło na wylot tekturowe pudełko z wkładką ponad 100 arkuszy makulatury z drukarki, w tym kilkanaście arkuszy papieru 280gr. To co najbardziej mnie zaskoczyło, to 102 strzały z jednego naboju CO2 (17 bębenków). Strzelałem w dośc dobrze ogrzanym pomieszczeniu.
P.S. Niestety ani jeden strzał nie zawadził nawet o dychę...
P.S. Niestety ani jeden strzał nie zawadził nawet o dychę...
Gdy patrzę na niektórych ludzi stworzonych na obraz i podobieństwo boże, to cieszę się, że moimi praprzodkami były małpy...
-
- Ściepnik
- Posty: 1492
- Rejestracja: 2014-07-10, 16:40
- Lokalizacja: na zachód od Wisły
mc_iek
A jaka to różnica, czy "sylwetka" dostanie w lewe, czy w prawe oko Efekt dla "sylwetki" ten sam
To wiatrówkowa replika prawdziwej broni, z której nikt do tarczy nie strzelał
Grunt to zabawa i czerpana z niej radocha
Jedyny western "sportowy", jaki sobie przypominam, to Winchester'73 (w Polsce czasami używano tytułu: Jeden z tysiąca)
https://en.wikipedia.org/wiki/Wincheste ... Poster.png
A jaka to różnica, czy "sylwetka" dostanie w lewe, czy w prawe oko Efekt dla "sylwetki" ten sam
To wiatrówkowa replika prawdziwej broni, z której nikt do tarczy nie strzelał
Grunt to zabawa i czerpana z niej radocha
Jedyny western "sportowy", jaki sobie przypominam, to Winchester'73 (w Polsce czasami używano tytułu: Jeden z tysiąca)
https://en.wikipedia.org/wiki/Wincheste ... Poster.png
-
- Ściepnik
- Posty: 883
- Rejestracja: 2015-10-07, 09:46
- Lokalizacja: Kępa Niemojewska
Wew USiech do dzisiaj odbywają się mistrzostwa rewolwerowców. Taka współczesna wersja "Szybkich i martwych". Strzela się do kręgu o jakiejś tam średnicy. Mistrzowie są naprawdę szybcy. Są rózne wersje tych zawodów. W jednych strzela się klasycznymi peacemakerami wyciąganymi z klasycznych olstrów, w innych używa się bardzo mocno rasowanych ergonomicznie rewolwerów i olstrów wyglądających dość kosmicznie. W tych drugich syrzela się do kilkunastocentymetrowego pierścienia. Te pierwsze wyglądają łesternowo, choć strzelcy nie stają na przeciw. Te drugie wyglądają dziwnie, ale chyba mają wyższą rangę.
"Winchester '73" oglądałem w latach 70-tych, w telewizji.
"Winchester '73" oglądałem w latach 70-tych, w telewizji.
Gdy patrzę na niektórych ludzi stworzonych na obraz i podobieństwo boże, to cieszę się, że moimi praprzodkami były małpy...
-
- Ściepnik
- Posty: 1492
- Rejestracja: 2014-07-10, 16:40
- Lokalizacja: na zachód od Wisły