
Na początku , po prostu Maciek wymył osadę , odtłuścił i lekko naolejował. Drewienko nabrało blasku , ale z orzechowym wyglądem , to to niewiele miało wspólnego . Bomba wybuchła po odkręceniu stopki i zrobieniu odwiertu celem dociążenia i wyważenia karabinka .
Ten orzeszek został w nieudolny sposób zabejcowany . Wielowarstwowo , ale po obu stronach w różny sposób . Bejca (sądząc po odwiercie ) głębiej wniknęła z lewej strony , ale generalnie ponad 0,5 cm wgłąb osady

Na forach "drewnianych" polecono nam dwa specyfiki do ewidentnego ununięcia bejcy . Pierwszy to papier ścierny , a drugi to strug . Niestety nie o to chodziło.
Chwila przemyśleń i w ruch poszły trzy dostępne pod ręką specyfiki .
1. Poczciwy Ludwik ...

... posłużył do wymycia i odtłuszczenia osady .
2. Mleczko Cif ...

... ze względu na mikrogranulki , wnika głęboko w strukturę , a daje się wypłukać wodą .
3. Woda utleniona ...

... ze względu na właściwości rozjaśniające i dezynfekujące .
Prace trwały około 6 godzin , włącznie z osuszaniem osady , żeby nie nawciagała zbyt głęboko wody . Po zabiegach "chemicznych" polerowanie papierkiem (bodaj 1200) i olejowanie , wigilijnym olejem lnianym .
Tak było przed zabiegami ... fotki zrobione w ciągu ostatnich trzech tygodni ...


A to fotki z dzisiejszego strzelanka . Osada z kilkoma warstwami oleju , o fajnym , jasnoorzechowym kolorku




Takie bliższe porównanie stare i odnowione ...


