Kolejny krok nie był już tak spontaniczny jak poprzednie i miał zagwarantować konkretne efekty przy konkretnych nakładach. Powstał zatem PLAN. Plan zakupów, rozwoju i modernizacji. Jako że możliwość taką daje tylko jeden model, z wydrenowanej kieszeni nabyłem Twinmastera w podstawowej wersji Action. Wyglądał tak:

Dane techniczne:
Kaliber: 4,5 mm
Prędkość początkowa: 120 m/s
Waga: 0,95 kg
Długość całkowita: 341 mm
Długość lufy: 210 mm
Rodzaj lufy: poligonalna
Magazynek: 8-strzałowy
Zasilanie: 1 nabój CO2 12g
Przyrządy celownicze: regulowane otwarte
Wykończenie: uchwyt pistoletowy uniwersalny
Jakiś czas strzelałem tą wersją, ale mimo znacznej poprawy wyników na tarczy, Vo była na poziomie 100 m/s, malejąca z czasem do 85 m/s w piwnicznych temperaturach zimowych, co skutkowało rwaniem tarcz i podnosiło mi ciśnienie. A że zagrożenie dla zdrowia traktuję poważnie, podjąłem kurację polegającą na zakupie leku w postaci kartusza na sprężone powietrze, który bezproblemowo zastąpił adapter CO2.
Prędkość wzrosła i osiągnęła I kosmiczną, czyli 105 m/s. Jedyną zaletą tej sytuacji była możliwość wystrzelenia 240 śrutów z jednego nabicia. W trosce o rosnące ciśnienie (swoje) wziąłem narzędzia i korzystając z informacji dostępnych w necie zwiększyłem naprężenie wstępne sprężyny zbijaka, empirycznie definiując, dla śrutu o wadze 0,53 g., Vo na poziomie 130 m/s. Przy okazji pistol zaliczył grę wstępną, czyli mycie i smarowanie. Po zabiegach liftingujących wyglądał zupełnie tak, jak Allrounder:

Jako że wybredny ze mnie sukinsyn, w następnej kolejności obrzydła mi rękojeść. Ponieważ cena anatomicznej, lewej firmówki powala, zamówiłem ręczną robotę, a tymczasem spaskudziłem Twina takim czymś:

Półka sprawdza się nadspodziewanie dobrze, dając wymierne efekty na tarczy.
Konsekwentnie dążąc do doskonałości, wykonałem kolejny krok i ponosząc koszty w postaci wydanych 15 zł. oraz godziny roboty, z kawałka gwintowanego pręta, 7 śrub i samoutwardzalnej masy plastycznej wykonałem fachowe dociążniki:

Moja niewiara w dziwnie wyglądające wynalazki o równie dziwnym przeznaczeniu (zwiększanie wagi pistola) zachwiała się i odeszła w niebyt po pierwszym strzelaniu. Z radości śrubki dostaną chyba czarny kolorek.
Wciąż jednak męczyło mnie podobieństwo przyrządów celowniczych Twina do przyrządów w CP88. Szeroka szczerbinka i zbyt wąska muszka prowokowały do spojrzeń na boki i zakłócały proces celowania w sposób, którego zaakceptować nie sposób. Nadszedł więc czas na kolejny, konsekwentnie przemyślany krok, czyli przedłużony kompensator od wersji TM Sport oraz dobrana do szerokości muszki szczerbinka. Żeby sprzęt czuł się olimpijsko i sportowo, posiada również wkładkę jednostrzałową. A co!! Wygląda tak:

Do szczęścia brakuje mi tylko rękojeści, rzeźbionej pod wymiar dłoni, ale cierpliwość wielką cnotą jest, więc czekam i jak tylko przyjedzie, dołączę fotkę do albumu.
Reasumując: "Oczywistą oczywistością" jest, że zakup Twina w wersji Sport jest tańszy. Ale też wymagał jednorazowego wkładu, którego ponieść nie mogłem. Ponadto, Sport nie ma (fabrycznie) możliwości strzelania z użyciem magazynka. Przedstawiona powyżej historia rozwoju i dorastania, zarówno strzelca jak i strzeladła, miała wykazać, że aczkolwiek rozwój kosztuje, to jest dobry. Zarówno dla strzeladła, co na zdjęciach chyba widać (nie jestem obiektywny, bo ogranicza mnie afekt do pistola, ale chyba widać), jak i dla strzelca, zwłaszcza pod względem dogłębnego poznania i zrozumienia współstrzelacza. Gdybym wziął Sporta na raty to zapłaciłbym tyle samo, co za rozbudowę, a nie nauczyłbym się nic. A teraz Twin nie ma dla mnie tajemnic, przynajmniej w aspekcie technicznym.
Satysfakcja - bezcenna.
Czas zatem na trening, trening, trening.......
Pozdrawiam!