Ciekawość pierwszym stopniem do piekła, jak powiadała babcia Seweryna . Podkusiło mnie więc rozebrać lunetę i zajrzeć jej do brzuszka dla obejrzenia bebeszków . Lunetka budżetowa 3-9x40 marki Riflescope / o ile dobrze pamiętam nazwę / toteż ryzyko mało kosztowne . Obejrzawszy sobie to i owo , zacząłem ją składać i nieopatrznie wsadziłem palec w dziurkę
![:D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
w którą nie powinienem nic wsadzać
![:(](./images/smilies/icon_sad.gif)
i zniszczyłem krzyż . Luneta odleżała na półce parę miesięcy aż doczekała się próby naprawy . Każdy kto widział jak wyglądają krzyże w lunetach wie , że to poważne wyzwanie . W warunkach amatorskich jedynym rozwiązaniem był krzyż typu Crosshair , czyli dwa skrzyżowane druciki . Dla dobrania się do miejsca posadowienia krzyża należało dorobić narzędzie z blachy 0,5 mm i wykręcić stosowny pierścień . Krzyży zrobiłem kilka , z drutów różnej grubości , dla ustalenia odpowiedniej grubości ramion . Oczywiście im cieńszy drucik tym trudniej , tym bardziej , że drut odwijany z cewki wymaga przetarcia drobnym papierem ściernym np. 1500 , dla usunięcia strzępków lakieru izolacyjnego widocznego dopiero w powiększeniu lunety . Ostatecznie zastosowany został drucik o pomierzonej grubości 0,03 mm czyli najcieńszy dostępny . Pierścień do którego zamocowany został drucik nie należał do elementów lunety i należało go dorobić . Drucik grubości ludzkiego włosa / z włosów kobiecych robiono celowniki do bombowców w II wojnie / i chyba mniej wytrzymały , wymagał rozpięcia dokładnie pod kątem prostym i naprężenia przed położeniem kropelek kleju . Jak poradziłem sobie z rozpięciem , ustaleniem położenia i naprężeniem drutów przy pomocy obciążników to widać na zdjęciach . Krzyż wyszedł cieńszy niż oryginalny . Zdjęcia niestety nie są w kolejności .