Przygotowania do strzelania w zimę

Szeroko i niezobowiązująco pojęte strzelectwo rekreacyjne

Moderatorzy: Hiszpan63, SlaweQ

witeg
Ściepnik
Ściepnik
Posty: 1288
Rejestracja: 2008-05-28, 14:18
Lokalizacja: okolice W-wy

Post autor: witeg »

Pan Sołtys pisze:Do dziś nie rozumiem dlaczego na moją uprzejmą propozycję, że mu otwór wylotowy zakleję butaprenem, wykrzyknął: "Dupę sobie butaprenem zaklej!"
Doprawdy, niewdzięczność ludzka nie zna granic. :lol:
Awatar użytkownika
Filo
Ściepnik
Ściepnik
Posty: 2871
Rejestracja: 2013-11-24, 09:49
Lokalizacja: Warszawa-Bielany

Post autor: Filo »

witeg pisze:
Do dziś nie rozumiem dlaczego na moją uprzejmą propozycję, że mu otwór wylotowy zakleję butaprenem, wykrzyknął: "Dupę sobie butaprenem zaklej!"
Może miał inne preferencje ?
Awatar użytkownika
czyżyk
Posty: 4
Rejestracja: 2016-01-18, 09:22
Lokalizacja: Katowice /Imielin

Post autor: czyżyk »

Z drzwiami trzeba uważać .
Podczas pobytu u.k Szwagier zaproponował córce postrzelajmy do puszek - za kulochwyt robiły drzwi z podwórka (lite). a rano gdy poszłem z psem okazało się że przebijało na wylot .
Wyrazu jego oblicza nie zapomnę do końca życia :noniemoge:
takie tam
Awatar użytkownika
Pan Sołtys
Posty: 80
Rejestracja: 2015-10-26, 09:15
Lokalizacja: Lublin k/Świdnika

Post autor: Pan Sołtys »

Taaa, ze szczelaniem cza uważać. Za czasów kiedy to na szczeladło p.t. Łucznik trzeba było mieć łaskawe pozwolenie bohaterskiej Milicji Obywatelskiej, robiąc stosowne starania i podchody uzyskałem najsamwpierw pozwoleństwo na zakup tegoż urządzenia, a jak już je kupiłem to łaskawie udzielono mi pozwolenia na posiadanie i użytkowanie.
Oczywiście jako szczęśliwy posiadacz nie tylko pistoletu, ale i co najważniejsze, pozwolenia na użytkowanie, zacząłem go użytkować.
W pokoju hotelowym na drzwiach uwiesiłem książkę telefoniczną i leżąc na łóżku użytkowałem...
Obserwujący wyniki owego użytkowania, z łóżka obok mój kolega, skomentował to nadzwyczaj delikatnymi ( w jego ustach), słowy: "Przecież ty, kurwa, nawet tej lufki byś nie trafił" - tu wskazał na szklaną lufkę leżąca na jego szafce nocnej.
Wycelowałem więc w ową lufkę i zgodnie ze sztuką strzelecką zacząłem wolno ściągać spust. Kolega widocznie przemyślał sprawę, stwierdził, że na półtora metra z pewnością nie chybię i z przemożnej chęci ratowania tego cennego przedmiotu (20gr) chciał go chwycić. W tym momencie padł strzał, a kolega trafiony w paznokieć kciuka, na sprężynowym łóżku zaczął kręcić takiego pirueta, że najlepszy tancerz na parkiecie nie dałby dorównać kunsztowi kolegi.
Co sie działo potem, ś.p. Sołtys Kierdziołek określiłby słowami: "Ludzkie słowo tego nie wypowi".
Strzelam na dystansie: "jak wzrok sięga" - w moim przypadku jest to ok. 12,5 metra.
Ludzkie słowo tego nie wypowie jak się cieszę gdy czasami trafiam. :mrgreen:
I chwała Bogu, że dzięki Bogu, bo jak by tak nie daj Boże, to niech Pan Bóg broni!!!
Awatar użytkownika
Filo
Ściepnik
Ściepnik
Posty: 2871
Rejestracja: 2013-11-24, 09:49
Lokalizacja: Warszawa-Bielany

Post autor: Filo »

Wasze opowieści przypominają mi próbę czarnoprochowego karabinka , którą to próbę , w mieszkaniu rodziców , przeprowadził kolega . Karabinki robiliśmy dwa podobne , z tym , że wybrałem opcję trudniejszą , bo skałkową , a kolega wykonał prostszą , kapiszonową . I bardzo dobrze , bo on skończył pierwszy i pierwszy wykonał próbę . O drzwi łazienki oparliśmy 1,5 calową , dębową deskę , która wydawała się laikom całkiem solidnym kulochwytem . Załadowaliśmy własnoręcznie utartym , czarnym prochem , podchodzącą kulką łożyskową i ... "odpalilim".
Dym , smród , a deska stoi . Ma tylko małą dziurę z przodu . Z tyłu dziura nieco większa , za to w drzwiach łazienki dziura jak pięść . Prawdziwy obraz zniszczeń ukazał się po ich otwarciu . Wrażenie jakby Rudy przywalił burzącym . Sklejka jaka pokrywała drzwi , poszarpana na powierzchni wielkości piłki futbolowej i stłuczona umywalka . Kolega , wówczas jeszcze na utrzymaniu rodziców , musiał odpracować straty i zatrudnił się w tym celu w Studenckiej Spółdzielni Pracy " Żak ". Jako ciekawostkę dodam , że po latach kolega oddał karabinek do oceny i wyceny w firmie DESA zajmującej się antykami . Do dziś pamiętam pierwsze zdania tej ekspertyzy - " Skałkowy karabinek jazdy z XVIII wieku , przerobiony w początkach XIX w. na kapiszonowy . Osada orzechowa typu hiszpańskiego . Łoże lufy wykończone rogiem bawolim ". Nic dziwnego , że po takiej wycenie karabinek pozostał w firmie i został sprzedany .
witeg
Ściepnik
Ściepnik
Posty: 1288
Rejestracja: 2008-05-28, 14:18
Lokalizacja: okolice W-wy

Post autor: witeg »

:noniemoge: Po takich opowieściach niezmiennie dochodzę do wniosku, że "ta dzisiejsza młodzież" to krzty fantazji nie ma.
Awatar użytkownika
Cortez
Posty: 2099
Rejestracja: 2009-09-18, 10:11
Lokalizacja: Mokotów/Sadyba

Post autor: Cortez »

A ja odniosę się do tego tak:
:czerwonakartka:
Daystate Merlyn S + Nitrex 3-9x42/SS 10x42
Awatar użytkownika
daras
-#Złoty Dobromir
-#Złoty Dobromir
Posty: 5295
Rejestracja: 2007-10-01, 22:04
Lokalizacja: Swarzędz

Post autor: daras »

Stare barany a zupełnie nieodpowiedzialni. :sciana: :mrgreen:
guntuning.com
Awatar użytkownika
Hiszpan63
Ściepnik
Ściepnik
Posty: 7972
Rejestracja: 2009-06-28, 15:45
Lokalizacja: Warszawa-CEKAUS

Post autor: Hiszpan63 »

daras pisze:Stare barany
... wtedy , to oni byli młode byczki ... dopiero z wiekiem się rogi zakręciły ... :lol: :lol:
Jak Pan Bóg dali, to i z kija wypali....
HWunderGnom70 .Lady Daisy BUCK . Strzelanie trzeba lubić , ale trafiać , to trzeba się nauczyć ... Karabin trafia sam :! ... często nie tam , gdzie celujemy :lol: ;)
Awatar użytkownika
Filo
Ściepnik
Ściepnik
Posty: 2871
Rejestracja: 2013-11-24, 09:49
Lokalizacja: Warszawa-Bielany

Post autor: Filo »

daras pisze:Stare barany a zupełnie nieodpowiedzialni. :sciana: :mrgreen:
Starym baranem to ja stałem się zupełnie niedawno :mrgreen: . Prawdą jest , że dzisiaj łatwiej uczyć się na cudzych błędach , choćby oglądając filmiki na YT . Za " moich czasów " najczęściej samemu się sprawdzało , czy aby głową muru się nie przebije . Dzisiaj nagrywam i puszczam wnukom serię " Anatomia głupoty " , żeby ich uczulić na głupotę własną i cudzą .
Awatar użytkownika
mironTG
Ściepnik
Ściepnik
Posty: 1041
Rejestracja: 2013-07-22, 21:48
Lokalizacja: Zebrzydowice

Post autor: mironTG »

Jaki stary ??? Ja mam dopiero dwadzieścia siedem i pół roku na jednym boku. :mrgreen: Pamiętam za bajtla siarka i wszystko co robiło BUM było marzeniem. Saletra, nadmanganian i inne chemiczne cuda dawały zadowolenie. Teraz pomimo przepisu nie mam jakoś chęci zabrać się do namieszania tego specyfiku do korków odpustowych. Kiedyś proch to był ten zapach, teraz super zapach to zapach świeżo zmielonej kawy. :lol: Jutro rozwalę ostatnie koreczki z odpustu i kicha do następnego w okolicy.
Strzelam bo lubię :-) AR 50 PCP.

( Celuj w księżyc- jeśli nie trafisz, trafisz między gwiazdy )
Awatar użytkownika
marcek1973
Posty: 73
Rejestracja: 2016-05-24, 09:56
Lokalizacja: Kraków

Post autor: marcek1973 »

witeg pisze::noniemoge: Po takich opowieściach niezmiennie dochodzę do wniosku, że "ta dzisiejsza młodzież" to krzty fantazji nie ma.
Dzisiejsza młodzież nie ma krzty fantazji... w większości przypadków absolutnie ZERO kreatywności. Godziny spędzane przy komputerze na TwarzoKsiązce, zostały od jakiegoś czasu zamienione na pełne doby spędzane on-line ze smartfonem i FB w wersji na komórki. Zastanawiam się co by się stało z dzisiejszą populacją gdyby na kilka dni wyłączono prąd. Pewnie dostaliby depresji, wymiotów, ataków drgawek, czegokolwiek... bo na pewno na pomysł aby robić dzieci by nie wpadli. Oczywiście zdarzają się wyjątki... Nie chcę uogólniać.

Jeżeli chodzi o własne doświadczenia.. zwłaszcza pirotechniczne - moje dzieciństwo przypadło na lata 80-te zeszłego wieku. Jeszcze zanim w domach pojawiły się ZX Spectrum, Atari i inne cuda techniki, wtedy generalnie po osiedlach strzelało się ze wszystkiego co potrafiło gwałtownie zwiększyć objętość, ciśnienie - a więc saletra z cukrem, mieszanina siarki, saletry i węgla drzewnego (to chyba już jest proch dymny?) Także bardzo popularne było uzyskiwanie "materiału wybuchającego" z masy od zapałek, popularnie nazywanej przez nas "siarczką". Kupowało się kilka paczek zapałek, (w jednej paczce 10 pudełek) i mozolnie zeskrobywało się tą "siarczkę". Zapałki były wtedy tanie "jak barszcz" i pieniądze na nie pozyskiwało się od rodziców żebrząc o drobne na oranżadę :)
Wbrew pozorom taki materiał z zapałek był naprawdę mocny.
Najważniejsze było to, że te wystrzały na polu praktycznie nikomu nie przeszkadzały. To znaczy nikt nie dzwonił na milicję - bo nikt nie przepadał za obcowaniem z nimi nawet przez telefon. Zatem mogło dziać się naprawdę wiele i nie było obaw, że przyjadą i będą jakieś niemiłe konsekwencje.

Pamiętam, znaleźliśmy kiedyś z kolegą taką niklowaną rurkę, dość grube ścianki, długość około 50 cm, średnica około cala. Stwierdziliśmy, że zrobimy z niej strzelbę gładkolufową
:) Jeden koniec rurki zaślepiliśmy wkręcając tam grubą śrubę. Z boku wywierciliśmy małą dziurkę (otwór zapałowy). Do rurki nasypaliśmy sporo siarczki od zapałek i włożyłem tam kulę ołowianą, miałem ich dostatek bo ojciec zajmował się wędkowaniem i służyły do obciążania systemów wędkarskich aby utrzymywały się na dnie.
Postanowiliśmy wypróbować naszą nową armatkę u mnie na balkonie. Rodziców nie było w domu. Można było poszaleć. Do poręczy balkonowej przymocowałem imadło, a w szczęki imadła włożyłem tą naszą naładowaną rurkę, którą wycelowaliśmy w niebo. Później tylko świeczka, którą przystawiłem do tej dziurki - otworu zapałowego. Pamiętam, że liczyliśmy, że od razu wystrzeli, ale nie wypaliła i zacząłem dłużej przytrzymywać płomień świecy przy tym otworze. Nagle gruchnęło! Pamiętam, huk był nie do opisania. Najgorsze było to, że śruba zaślepiająca jedną stronę naszej armatki, wkręcona naprawdę ciasno, po prostu została wybita i jak pocisk uderzyła w dolną szybę drzwi balkonowych, przebiła obie szyby, wpadła do salonu, rykoszetowała od podłogi i uderzyła od dołu w szklaną ławę, która była wtedy w tamtych czasach szczytem elegancji i dumą moich rodziców. Oczywiście szkło, szyby poszły w drobny mak, wszystko to trwało ułamek sekundy i zrobiło taki hałas, że pamiętam, aż się roztrzęśliśmy. Naszym szczęściem było to, że staliśmy z boku, a nie na torze lotu tej śruby. Gdyby było inaczej, ktoś by dostał w podbrzusze prawdziwym pociskiem jakim była ta śruba. Teraz można to skwitować - więcej szczęścia niż rozumu.
Szkoda opisywać jakie konsekwencje i kary mogły mnie napotkać po powrocie rodziców. Moje dodatkowe szczęście polegało na tym, że mieszkaliśmy na parterze i opowiedziałem rodzicom bajkę, że kiedy nie było mnie w domu, ktoś (z wysokości chodnika pod blokiem) rzucił kamieniem do nas na balkon, a kamień zrobił swoje. Szkło oczywiście posprzątaliśmy (i wymyślony kamień też) i wywaliliśmy wszystko do kosza, ale i tak pamiętam dociekliwość mojego ojca, który mówił: Jakaż to musiała być wielka siła, z jaką rzucono ten kamień, że potrafił narobić tylu szkód. Po latach, będąc już dorosłym, przyznałem się do winy. Zresztą tej i wielu innych win...
Reasumując, zważywszy na ilość sytuacji, w których człowiek dosłownie otarł się o śmierć lub kalectwo - moje pokolenie powinno być tak zdziesiątkowane, że praktycznie wymierające. Na szczęście to były czasy kiedy często wyłączali prąd a nasi rodzice doskonale wiedzieli co robić w takich sytuacjach :)